Moje pierwsze serce.
Zrobiłam jeszcze jedno serducho. To jest trochę mniejsze, ale za to ładniejsze.
A tak prezentują się moje dzieła na półeczce, którą wczoraj zawiesił mi Pan Andrzej (sąsiad). Półka pomalowana przeze mnie i wszystko co znajduje się na niej, prócz świeczki, wyszło spod moich rączek. Ramkę i butelkę prezentowałam w poprzednich postach.
Mimo braku weny, ulepiłam anielicę. Nie podoba mi się. Zobaczymy jak wyjdzie gdy ją pomaluję.
I Anioł Stróż w męskim wydaniu. Na zdjęciu nie wygląda, ale jest duży. Ma 28,5 cm wysokości. Zabrązowienie skrzydełek powstało dzięki moim córciom, bo to one podkręciły temp. w piekarniku gdy ja nie patrzyłam. Zazwyczaj suszę moje twory na grzejniku, ale z racji dużego rozmiaru tegoż delikwenta, wstawiłam go do piekarnika, by choć trochę go podsuszyć. Potem miał się wygrzewać na grzejniku, ale dzięki moim córkom już nie musiał. I tak myślę, żeby tych skrzydeł już nie malować. Hmm...
A to mój kiciuś, Szanti. Gdy miał 12 dni, jego mama (moja ukochana kotka) zginęła tragicznie i musiałam karmić go strzykawką. Śmiałam się, że mam trzecie dziecko. W nocy wstawałam do dzieci i do niego też. Szkodnik z niego paskudny. Niejednego anioła mi potrzaskał, ale kocham go bardzo.
Cóż, rozpisałam się dziś trochę...
Miłej soboty wszystkim życzę :)
Dziękuję za Twoje odwiedzinki...czekam na ukończone aniołki...fajniutkie te serducha!Pozdrawiam wiosennie!
OdpowiedzUsuńNo cudne serca:)
OdpowiedzUsuńbardzo podoba mi sie serce> musze wkoncu sprobowac cos poczynic z tej slynnej juz papierowej wikliny:)
OdpowiedzUsuń